niedziela, 8 maja 2011

XIII. Bal

 
 

 
 
Był sobie raz przepiękny bal,
co tyle miał uroku.
A na tym balu tyle par
wirowało w muzyki takt
w półmroku.

I był sobie dzień,
trochę smutny i szary,
ostatni w tamtym roku.
Jak niepotrzebny, zbędny gest
zgubił w pośpiechu balu czar,
w tym smutku.
W tym półmroku.

Wirowały złote pary
na tym balu, co miał gest
i serca w dłoni.
Poplątały się zamiary
w tamtym tańcu, nie do wiary,
co go czas przegonił.

Był sobie raz przepiękny bal,
co tyle miał uroku.
Ach, po tym balu
zostało jej z loka
trochę złotego brokatu
w oku.

To był ostatni sylwester na wsi. Sukienkę pomogła mi uszyć przyjaciółka z kawałka czarnego materiału.
Mój ojciec był po drugim zawale serca. Doktor zapowiedział, że trzeciego zawału, który miał nastąpić po Nowym Roku, już nie przeżyje. I tak też się stało.  

Anioły
nie chodzą do szkoły
i nie uczą się pisać, ale 
wybawią od złego,
pomogą z polskiego,
doradzą wręcz doskonale.

Anioły
chodzą w świetlistej aureoli,
na nutach nie znają się wcale,
ale na trąbach anielskich
jak mistrzowie nieziemscy
grają zawsze subtelnie w finale...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz