Lubiłam noce. Były one spokojne, zrównoważone i ciepłe. Przytulne i ciche. W nocy miałam czas, żeby zwolnić i pomyśleć. Zastanowić się
nad swoim życiem, posłuchać odgłosów lasu.
Pewnego razu nocą zostałam zaproszona na leśny koncert.
Za pomocą słów namalowałam obraz, który powstał w duszy.
I tak go zatytułowałam.
Pewnego razu nocą zostałam zaproszona na leśny koncert.
Za pomocą słów namalowałam obraz, który powstał w duszy.
I tak go zatytułowałam.
Zaproszenie na koncert
wyciągam ręce
a im dalej w mrok
tym bliższy jest spokój
w tym lasku przy drodze
rechoczą żaby
słyszę jak przemawiają
czy nawołują do miłości
zapraszają mnie na koncert
koncert koncert
właśnie koniki polne
nastrajają skrzypce do gry
delikatna symfonia leśnych
a więc wybiła godzina variétés
i tańczą gwiazdy
pieszczony stopami ziemi chłód
a jeśli zabłądzę
nie bój się swojego cienia
i zcali z materią przestrzeni
skąd jesteś
i dokąd kiedyś powrócisz.
zapalam
lampę
oknem spogląda na mnie
rozświetlony skrawek nocy
oknem spogląda na mnie
rozświetlony skrawek nocy
wyciągam ręce
a im dalej w mrok
tym bliższy jest spokój
w tym lasku przy drodze
rechoczą żaby
słyszę jak przemawiają
do mnie
jego mieszkańcy
czy nawołują do miłości
zapraszają mnie na koncert
koncert koncert
właśnie koniki polne
nastrajają skrzypce do gry
delikatna symfonia leśnych
dzwonków
wskazuje drogę
a więc wybiła godzina variétés
pośpiech
zdradzany trzaskiem
łamanych
gałęzi
płoszy
myszy
co pilnują leśnych śpiżarni
i już
wiatr
szarpie struny leśnych harf
upuszcza nuty i zbiera
koi najgłośniejsze myśli
szarpie struny leśnych harf
upuszcza nuty i zbiera
koi najgłośniejsze myśli
rozchyla
swe ramiona
krzew
dzikiej róży
zaprasza
szumem liści
towarzyszy
piano-akordom
podryguje
smużka światła
takt
wybija dzięcioł
zaszyty w
ciemnościach
kołyszą
się korale jarzębin
mrucząc
murmurando
cały las rozdzwania
muzykę
czystą i
dźwięczną
ku polom
i łąkom
ku
światłom i cieniom życia
i tańczą gwiazdy
w ciemnej
smudze mgły tak lekko
że mogłyby wejść na mleczną drogę
i rozświetlić piękno stworzenia
otrzymane w posagu
że mogłyby wejść na mleczną drogę
i rozświetlić piękno stworzenia
otrzymane w posagu
nagle
jakieś cienie
dotykają gwałtownie traw
pisk nietoperza zdradza niepokój
dotykają gwałtownie traw
pisk nietoperza zdradza niepokój
nagle
drzewa szukają podstępnie
ofiary zwidzeń
ofiary zwidzeń
potrącany przez ćmy
przestrasza
mechaty akompaniament
nagle rozkrzykuje się
jakiś gołąb przebudzony
żaby umykają w nieobecny czas
a gdybym to ja krzyknęła
cóż ja nie potrafię przedłużyć koncertu
wypłoszę ptaki i żaden nie usiądzie
na moich wyciągniętych dłoniach
pieszczony stopami ziemi chłód
ogarnia moje ciało
kora jest teraz oślizła jak skóra węża
trawa jest teraz zimna i wilgotna
mały lepki liść opada
a jeśli zabłądzę
nie bój się swojego cienia
szepcze wiatr
płaszcz nocy okryje nagły dreszcz lękui zcali z materią przestrzeni
skąd jesteś
i dokąd kiedyś powrócisz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz